30 lipca urodził się Thorstein Veblen (1857-1929) ekonomista i socjolog amerykański pochodzenia norweskiego, wykładowca University of Chicago, University of Missouri i New School for Social Research w Nowym Jorku. Autor słynnej książki „Teoria klasy próżniaczej” („The Theory of the Leisure Class” 1899, wyd. polskie 1971) i twórca pojęcia „klasa próżniacza” (leisure class), które przeszło powszechnie do języka potocznego.
We wspomnianej książce Veblen piętnował styl życia amerykańskich elit biznesowych przełomu XIX i XX wieku, oddających się ostentacyjnej konsumpcji oraz marnotrawieniu pieniędzy na zakup coraz bardziej wymyślnych dóbr i usług. Veblen wskazywał, że celem takich zachowań, irracjonalnych z punktu widzenia zwykłego śmiertelnika, była wyłącznie potrzeba nieustannego chwalenia się bogactwem, imponowania sobie nawzajem i podkreślenia dystansu dzielącego bogaczy od pospólstwa. Przeciwstawiał sobie próżniaczych przedstawicieli zawodów „pieniężnych” i postępowych przedstawicieli zawodów „produkcyjnych”. Do tych pierwszych zaliczał nie tylko bankierów i finansistów, ale wszystkich tych, którzy utrzymywali się z pracy cudzych rąk, umiejętności obracania kapitałem i wyzysku społeczeństwa. Ich przeciwieństwem byli ludzie utrzymujący się z zawodów produkcyjnych, technicznych i rzemieślniczych.
Veblen opisał również paradoks polegający na tym, że popyt na niektóre luksusowe dobra rośnie wraz z jego ceną, a kiedy cena ta maleje, zanika i zainteresowanie produktem. Innymi słowy bogaci nabywcy chętniej kupią jakiś produkt, jeśli będzie on bardzo drogi, a zaczną wybrzydzać, jeżeli cena zacznie być przystępna dla ogółu (przecież nie będą kupować tego samego na co może pozwolić sobie byle plebs). Paradoks ten znany jest współcześnie pod nazwą efektu Veblena (w literaturze możemy również spotkać się z pojęciami: „efekt snoba”, „efekt prestiżu”, „efekt demonstracji”). Był również jednym z pierwszych, który zdefiniował pojęcie „czasu wolnego” (leisure time). W czasach kiedy życie przeciętnego zjadacza chleba dzieliło się na pracę, wypełnienie reszty codziennych obowiązków i sen, podział na czas pracy i czas wolny nie był wcale oczywisty. Zresztą w języku angielskim słowo „leisure” było wtedy niemal synonimem „czasu wolnego” i „próżnowania”. Przyzwoitemu człowiekowi nie wypadało robić nic innego poza ciężką pracą i upiciem się w szynku po godzinach znoju.
Wśród ulubionych zbytków klasy próżniaczej Veblen wymieniał również kobiety, którymi otaczali się bogacze, eksploatując je tak jak byłyby niemal dobrami materialnymi. Veblen rzecz jasna ostro piętnował to zjawisko, z tego też powodu zaliczany jest przez niektórych do prekursorów feminizmu.
„Teoria klasy próżniaczej” przyniosła Veblenowi duży rozgłos, ale jednocześnie ostrą krytykę części środowiska i nie pozwoliła mu w rezultacie, mówiąc językiem potocznym, ustawić się życiowo. Książka, napisana dość prześmiewczym językiem, traktowana była zresztą przez niektórych bardziej jako publicystyka niż poważny wykład naukowy. Inne jego prace m.in. „The Theory of the Business Enterprise” (1904), „The Instinct of Workmanship”, „Absentee Ownership” (1923) nie powtórzyły już sukcesu czytelniczego „Teorii klasy próżniaczej”.
Veblenowi nie pomagały również kontrowersje, które w środowisku akademickim wzbudzał swoim ekscentrycznym często zachowaniem, wyglądem i manierami kloszarda, romansami. Rozwiódł się swego czasu i ożenił następnie z byłą studentką, na dobre przekreślając szanse na udaną karierę akademicką. Druga jego żona zmarła zresztą przedwcześnie, on sam próbował inwestować na giełdzie oraz w interes winiarski, tracąc oszczędności życia. Zmarł w biedzie, na krótko przed wybuchem Wielkiego Kryzysu.
Outsider pod koniec swojego żywota, nie jest jednak współcześnie do końca zapomniany, chętnie przywoływany w rozmaitych pracach ekonomicznych przez krytyków kapitalizmu, nie tylko lewicowych. Gdyby miał okazję oglądać dzisiejsze ekscesy finansowego i politycznego establishmentu z jednej strony, a z drugiej ludzką gonitwę za najnowszymi modelami smartfonów, laptopów, samochodów i innych dóbr, bez oglądania się na koszty i bardziej racjonalne wybory, zapewne pokiwałby głową, wzdychając – „a nie mówiłem”.